piątek, 15 stycznia 2010

prowincja

na mojej prowincji żyje się wcale nie tak spokojnie, tłumy w autobusach i w centrach handlowych, kolejki po bilet do kina. bieganie z pracy do szkoły, oczekiwanie na książkę z bibliotece głównej. lokalny uniwersytet buduje pozycję autorytetu wymyślając coraz bardziej wymyślne formy gnębienia studentów i sposoby pozbawienia ich prawa do studiowania.
z drugiej strony żyje się powoli, niecierpliwie czekając na premierę filmu, który dawno widziałeś w krakowie, widząc na jedynej normalnej imprezie wciąż te same twarze (mieszają się i poznają nawzajem, choć dawno się już poznały), wiedząc, że nigdy nie odśnieżą ci chodnika przed domem na zapomnianej ulicy na końcu świata i że gdyby tak to podliczyć, znasz połowę mieszkańców tego miasta.