niedziela, 21 lutego 2016

utknęłam tutaj

a zatem utknęłam tutaj, z dala od wszystkich, wszystkiego, co znałam, co oswojone, co ma nazwę, co mówi tym samym językiem. wychodzę z mieszkania, rozpędzam się i zapominam, że za szybko chodzę, że biorę za duży rozmach i prawdopodobnie tym zwracam na siebie uwagę.
jakby tego było mało, zwolnili mnie z pracy. pierwszy raz w "karierze". nawet studenckie dorywcze chałturzenie nie zakończyło się nigdy aż tak drastycznie.
mam zatem czas. mam zatem możliwość pomyśleć i przemyśleć. myśli same się pojawiają, jako istoty, na które ma się mały wpływ i które żyją własnym rytmem, własnym terminarzem, własną gramatyką. nie słucham myśli, mam taką zasadę, że nie zwracam na nie uwagi. te przebiegłe miniaturki rzeczywistości, które mącą i pojawiają się niewiadomoskąd. niewiadomoskąd pochodzą i jakie są ich intencje. jako zlepek przeszłych spotkań i rozmów, jako zlepek przeszłych historii i przeżyć, niekoniecznie tych konstruktywnych, niekoniecznie tych dobrych i tych prowadzących do celu.
gdyby jeszcze mewy tak nie krzyczały, gdyby był widok z okna na morze, a nie na zabetonowane podwórko zwykłego polskiego popeerelowskiego miasteczka, z rozklekotanym śmietnikiem po prawej i prawie nowym boiskiem do koszykówki w centrum.
hej, warszawo, gdzie są twoje podwórka, gdzie są twoje mokotowskie ulice, gdzie są twoje granatowe płaszcze i szaliki w pepitkę, gdzie są twoje zmęczone twarze w metrze, w których można się przejrzeć i nie czuć nieswojo. gdzie są twoje dźwięki drewnianej skrzypiącej podłogi, gdzie są twoje głupie, głupie plany podbicia całego świata.
gdzie.
utknęłam tutaj.